STRANGE THE DREAMER

Długo zbierałam się w sobie, żeby opowiedzieć Wam o Marzycielu. Zastanawiałam się, jak ubrać w słowa to, co mam w głowie niemal od pierwszych stron tej książki.

Im dłużej o tym myślę, tym mniej wiem. Nie tędy droga. Dlatego zamiast rwać sobie włosy z głowy i gryźć metaforyczne ołówki, postanowiłam po prostu zapisać strumień świadomości.

Nie będzie to poukładany post, dlatego chylę czoła wszystkim, którzy pokuszą się o lekturę.


Lazlo Strange - bibliotekarz i marzyciel. Niepoprawny romantyk bez pamięci zakochany w książkach. Człowiek posiadający niesamowite marzenie i co ważne, człowiek temu marzeniu wierny. Ale i bierny.
Poznajemy bowiem Lazlo jako człowieka, który żyje, skrycie pielęgnując swoje marzenie w bezpiecznym zaciszu biblioteki.
Cóż to za marzenie, zapytacie? Otóż Strange chciał odszukać zaginione miasto Szloch. Tropił  wzmianki o nim, studiował wszelkie baśni i legendy. Poświęcił się temu całkowicie. Gdzie? Oczywiście w bibliotece, w swojej strefie komfortu.
Wszystko zmienia się, gdy Lazlo musi walczyć o swoje marzenie, bo ktoś inny wyciągnął po nie rękę.
I wtedy bibliotekarz, który nie miał zbyt wiele kontaktu ze światem zewnętrznym, decyduje się na "prawdziwą" przygodę... a my zaczynamy wędrówkę wraz z nim...


Czytając Marzyciela miałam wrażenie, jakbym już kiedyś to robiła. Nie chodziło o treść, ale o uczucie, które mi towarzyszyło. Dość szybko odkryłam, o co chodzi.
W dzieciństwie mama dużo mi czytała. Uwielbiałam wszelkie bajki, a jeszcze bardziej baśnie. Jak tylko nauczyłam się czytać, to na przemian z czytaniem Kaczora Donalda, zaczytywałam się w baśniach. Leśmian, Drda i inni. I właśnie to uczucie, które towarzyszyło mi czytanym wieczorom z mamą, było przy mnie za każdym razem. I to wróciło podczas czytania Marzyciela.
Zupełnie jakbym nie ja czytała tę książkę. Tak, jakbym znów była mała dziewczynką, przykrytą kołderką w jakieś słodkie wzorki i w ciepłym świetle nocnej lampki, wsłuchującą się w słowa opowieści.
Wspaniałe wspomnienia. Rozrzewnienie.
To mnie spotkało przy tej książce.

Nie mówię, że każdy odbierze tak Marzyciela. Ale chciałabym, żeby tak było.

Czego możecie spodziewać się po tej książce?
Przede wszystkim jest to opowieść o miłości do drugiego człowieka, a także i o braku miłości. O stracie, porzuceniu, nienawiści, echu dawnych konfliktów. I o nadziei. O marzeniach.

Na antenie radiowej Trójki, w programie Przewodnik Fantastyczny, Wioletta Myszkowska (@booking.around) rozmawiała z Laini Taylor. I wydaje mi się, że ta rozmowa najlepiej wyjaśnia o co chodzi w Marzycielu. Laini zwróciła bowiem uwagę na to, że wiele książek po epickich bitwach kończy się w myśl bajkowej zasady "i żyli długo i szczęśliwie". A tutaj jest to dopiero początek i nie jest tak szczęśliwie. Bowiem jest to ksiązka o tych, którzy przeżyli i próbują poradzić sobie z przeszłością. O tych, którzy opłakiwali zmarłych, wspominali czas terroru. To książka o głęboko zakorzenionej nienawiści, o tym jak wpływa na kolejne pokolenia.

Ale nie bójcie się. To jest ze wszech miar książka piękna.
Bo pomimo echa strasznych wydarzeń, to jest książka dla marzycieli. Dla ludzi, którzy wierzą w lepsze jutro, potrafią przebaczać, marzą.

Kocham tę książkę.
A Wy?

Komentarze